Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi D-Avid z miasta Kraków. Mam przejechane 51714.97 kilometrów w tym 4381.27 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy D-Avid.bikestats.pl

Archiwum bloga

MTB Marathon - Złoty Stok

Dane wyjazdu:
50.13 km 46.00 km teren
03:38 h 13.80 km/h
HR śr= 175 ud/min  ( 86% )
HR max= 197 ud/min   ( 97% )
Temp.: 11.0 st. C

Sobota, 15 maja 2010 | Komentarze 4

Pogoda w Złotym Stoku (tego dnia można go było nazwać raczej Błotnym Stokiem) nie rozpieszczała nas kolejny rok z rzędu. Co prawda obeszło się bez deszczu (gdyby on jeszcze zaczął padać to byłaby już kompletna katastrofa i ekstrema) ale warunki na trasie i tak były wystarczająco ciężkie i wyniszczające dla sprzętu. Start poszedł punkt 11. Miałem przygotowaną taktykę na ten start tak, żeby jak najdłużej trzymać się Królika. Ale niestety z przyczyn zdrowotnych nie mógł pojechać. Więc znalazłem sobie nowego zająca. Gościa znam z widzenia. Dobrze mu zawsze idzie więc postanowiłem się do niego przyczepić. Ale odjechał mi na samym początku. Już pierwsze kilometry były jechane w bocie i płynącej rzece po ścieżce. Nie oglądając się do tyłu czy jeszcze ciągnę za sobą Erniego czy już nie napierałem dość mocno ale z umiarem. Początkowo bolały mnie dość mocno mięśnie podudzie (standard) ale po 20min już mogłem dymać na całego. Dogoniłem wówczas gościa, którego chciałem się trzymać. Trochę się zdziwiłem jak go zobaczyłem z powrotem no ale ok. Pomyślałem - super, jest dobrze. Do szczytu zdążyłem go nawet zgubić. Po około 35min i dopiero 8,5km podjazdu wreszcie byłem na szczycie. I tam usłyszałem bardzo pokrzepiającą wiadomość. Jestem 88 open. Myślę sobie - nie jest źle a nawet jest dobrze! Dajemy dalej! Pierwszy zjazd dość błotny, śliski i stromy ale o dziwo nie tracę pozycji. Dobrze mi się zjeżdża tego dnia. Może to zasługa troszkę zmniejszonego ciśnienia w oponach? Może świadomość tego, że nawet jak glebnę to nie w gołe kamienie jak by to miało miejsce w Karpaczu. Jak na razie jest super. Tak upływa mniej więcej pierwsze 30km. Do góry wyprzedzam, w dół tracę jedynie pojedyncze pozycje (nie więcej niż 2 - 3 na zjazd). Fajna szutrówa w dół pozwoliła trochę podnieść średnią (cały czas 50km/h w strugach wody i błota spod kół). No i w końcu pojawił się główny podjazd - Borówkowa. Tam już byłem ustawiony w wstawce i podjeżdżaliśmy początkowo sporą grupą. Jednak im dalej tym bardziej się ona przerzedzała. W tamtym miejscu byłem gdzieś w okolicy 73 pozycji open (całą trasę sobie liczyłem, który jadę :P). Dobrze się mi podjeżdżało, plecy nawet nie dokuczały jakoś bardzo. Po długiej wspinaczce dojezdżając na szczyt Borówkowej pomyslałem o zjeździe, którego najbardziej się obawiałem tego dnia. Ale o dziwno poszedł sprawnie i staciłem tam zaledwie kilka pozycji! Super! Dawno tak mało ludzi mnie nie pyrzedzało w dół. Po zjeździe bufet, na którym zabrałem tylko kubek z wodą i rura na kolejny podjazd. Ale tam daje się już we znaki zmęczenie. Tętno już nie wchodzi powyżej 180bpm, trzeba dawać z buta bo nastromienie przewraca przez tylne koło. Na liczniku już około 40km. Spiker mówił jeszcze przed startem, że trasa ma 41km ale od początku było dla mnie jasne, że będzie więcej. Spodziewałem się 45. I zgadza się. W tym momencie widze tabliczkę - 5km do mety. Uradowany, że już mam tylko przed sobą zjazd do mety dokręcam ile sił. Ale km mijają, mam już 44 na liczniku a dalej jestem w przysłowiowej czarnej dupie! Co jest?! Znowu będzie cholerny gratis? Przecież trasa miała byś skrócona o końcówkę XC. Na liczniku już 46km, coraz bardziej mi słabną nogi, zaczynają mnie dochodzić ludzie i nagle słyszę że do mety jeszcze 15min! Sic!! Nie mam przecież z czego już kręcić! Wlokę się cały czas do góry, co zakręt myślę, że to już może teraz będzie zjazd do tej cholernej mety i co zakręt przeżywam rozczarowanie. Znowu do góry. Na prawdę, ciężko już doczołgałem się do mety. Ze złością, dwiema tonami błota na rowerze kończę wyścig na jak dla mnie świetnym miejscu.
Jestem zadowolony! Teraz tylko 30min stania i marznięcia w kolejce do myjki, jedzonko, przebieranko i szybko zmykamy do domu z tego cholernego zabłoconego miasteczka.
Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli - nie ważne na jakiej pozycji - bo było na prawdę ciężko. Do zobaczenia może z Szczawnicy. :)

Open: 77
M2: 44
Kategoria MTB, Zawody



Komentarze
Dawid | 08:46 środa, 19 maja 2010 | linkuj Jak na razie to moja forma tylko leci ostro w dół przez tą pogodę :/
Nawet jakby się chciało gdzieś pojechać to drogi są pozalewane.
D-Avid
| 11:32 poniedziałek, 17 maja 2010 | linkuj Dzięki Marku. W końcu udało się przejechać maraton bez pecha to i wynik jest zadowalający. :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa assal
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]