Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi D-Avid z miasta Kraków. Mam przejechane 51714.97 kilometrów w tym 4381.27 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy D-Avid.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:2633.98 km (w terenie 1770.77 km; 67.23%)
Czas w ruchu:129:51
Średnia prędkość:20.28 km/h
Maks. tętno maksymalne:202 (100 %)
Maks. tętno średnie:183 (90 %)
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:54.87 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Podhale Tour

Dane wyjazdu:
47.70 km 0.00 km teren
01:23 h 34.48 km/h
HR śr= ud/min  (% )
HR max= ud/min   (% )
Temp.: st. C

Niedziela, 11 sierpnia 2013 | Komentarze 0

Ostatni etap. Chciałem się odegrać za poprzedni nieudany, ale nie do końca się udało. Dziś noga nie wiem czemu nie podawała. W dodatku trasa jak dla mnie za płaska i wynik wyszedł do dupy. Objechało mnie sporo ludzi, którzy w górach nie mają ze mną szansy.
Kategoria Zawody , Szosa


Podhale Tour - III etap

Dane wyjazdu:
29.50 km 0.00 km teren
01:00 h 29.50 km/h
HR śr= ud/min  (% )
HR max= ud/min   (% )
Temp.: st. C

Niedziela, 21 lipca 2013 | Komentarze 0

Świetnie się jechało, była moc, noga podawała i wszystko się zrypało niewiele za połową trasy kiedy złapałem gumę.
Kategoria Szosa, Zawody


Road Trophy - etap 3

Dane wyjazdu:
26.50 km 0.00 km teren
01:07 h 23.73 km/h
HR śr= 150 ud/min  ( 74% )
HR max= 183 ud/min   ( 90% )
Temp.: 15.0 st. C

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | Komentarze 0

Problemów żołądkowych ciąg dalszy - dalej nic nie mogę jeść, więc po postu nie ma z czego jechać. Zdecydowałem pojechać turystycznie pierwszy podjazd na Stecówkę i zastanowić się na szczycie co dalej.
Pogoda dalej do kitu, choć przynajmniej dziś nie lało (poczatkowo).
Na szczycie Stecówki wjechałem jako jeden z ostatnich i stwierdziłem, że zrobię sobie jedną pętlę jednak czyli zjazd do Wisły, na rondzie w prawo i podjazd pod Zameczek. Tam się wycofałem i zjechałem na kwaterę.
Po chwili od przyjechania do pokoju lunęło.

Podsumowując - start totalnie nieudany. Pech zaczął się od pękniętej ramy w szosie tydzień temu. Od soboty rano ból brzucha. W połowie nieprzespana noc i niemożność jedzenia spowodowały osłabienie. Załamanie pogody - deszcz i 9*C w na szczytach podjazdów w sobotę. Guma przez maluteńkie szkiełko. W niedzielę totalny brak siły. A tak się nastawiałem na ten start...
Kategoria Szosa, Zawody


Road Trophy - etap 2

Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:26 h 23.08 km/h
HR śr= ud/min  (% )
HR max= ud/min   (% )
Temp.: st. C

Sobota, 11 sierpnia 2012 | Komentarze 0

Pół nocy nie spałem ze względu na niespodziewany ból brzucha. W sumie to nie wiem z czego. Rano pogoda fatalna - 12*C i deszcz. Ale postanowiłem jechać.
Pierwszy podjazd na Stecówkę początkowo bardzo spokojnie szedł, ale jak tylko tempo wzrosło gdy droga zaczęła się mocniej piąć do góry wszyscy mi odjechali. Na pulsometrze 150bpm i nie mogę więcej. Zimno jak cholera, mokro. To nie moje warunki. W dodatku praktycznie od wczorajszej kolacji zero jedzenia więc nie ma z czego jechać.
Na szczycie okazuje się, że mam flaka w tylnym kolej. Pompki nie mam (zapomniałem w ogóle zabrać).
Ostatecznie dzwonię po kumpla, który zwozi mnie na kwaterę. Tragedia.
Cały ten mój start jest do dupy - pęknięta rama tydzień temu, ból brzucha i praktycznie kompletna dieta, żeby tylko przetrwać jakoś noc, chujowa pogoda (na szczycie Stecówki 9*C) i ostatecznie guma na jej szczycie. Nic tylko siąść i się załamać trzymając się za znowu bolący żołądek.
Kategoria Szosa, Zawody


Road Trophy - etap 1

Dane wyjazdu:
71.62 km 0.00 km teren
02:33 h 28.09 km/h
HR śr= 160 ud/min  ( 79% )
HR max= 183 ud/min   ( 90% )
Temp.: 20.0 st. C

Piątek, 10 sierpnia 2012 | Komentarze 0

Start wspólny ze stadionu w Istebnej. Na dzień dobry podjazd na Koczy Zamek - momentami ponad 20% więc nie da się jechać swojego. Trzeba przepychać na maksa. Podjazd w sumie około 7km poprzerywany małymi zjazdami i wylatujemy na główną. Jest super - w grupie Tomaszek i Krzysiek z bikeholików. Lecimy tak dość długo. Km mijają na zjazdach błyskawicznie, na ściankach ciągną się niemiłosiernie. Co podjazd to trzeba przepychać.
Na czeskiej stronie dochodzimy kilka osób z przodu. Zaczyna się kolejny podjazd. Zostaję z jeszcze jednym gościem w stroju Speca. Jedziemy swoje, grupa odjeżdża. Dalej długi i fajny odcinek (w końcu podjazdy które da się jechać normalnie) w lesie.
Po kilku km bufet. Tankuję kubek wody do bidonu i lecimy dalej.
Na wyjeździe z lasu dochodzi nasz spora grupa, w której jedzie Beata Kalemba. Oczywiście się podłączamy i lecimy piękny długi odcinek lekko w dół cały czas w okolicach 40/h pod wiatr. Odpoczywam na tyłach grupy.
Harówa zaczyna się znowu w okolicach Istebnej. Drugi raz Koczy Zamek daje strasznie w dupę. Przepychanie na maksa i przez to początki skurczów. Zmęczenie wynika właściwie tylko przez to przepychanie. Ale jakoś się udaje dojechać.
Kategoria Szosa, Zawody


Cyklokarpaty - Komańcza

Dane wyjazdu:
75.58 km 60.00 km teren
03:46 h 20.07 km/h
HR śr= 165 ud/min  ( 81% )
HR max= 189 ud/min   ( 93% )
Temp.: 25.0 st. C

Sobota, 4 sierpnia 2012 | Komentarze 0

Bliższa relacja jak znajdę więcej czasu.
Kategoria MTB, Zawody


Cyklokarpaty - Koninki

Dane wyjazdu:
38.01 km 8.00 km teren
01:06 h 34.55 km/h
HR śr= ud/min  (% )
HR max= ud/min   (% )
Temp.: 14.0 st. C

Sobota, 21 lipca 2012 | Komentarze 0

Co tu dużo pisać - pogoda była chujowa jak dla mnie. Nie cierpię i nie umiem się ścigać w takich warunkach. Także DNF.
Kategoria MTB, Zawody


Pętla Beskidzka

Dane wyjazdu:
132.00 km 0.00 km teren
04:49 h 27.40 km/h
HR śr= 163 ud/min  ( 80% )
HR max= 192 ud/min   ( 95% )
Temp.: 32.0 st. C

Sobota, 7 lipca 2012 | Komentarze 2

Długo nie mogłem się doczekać pierwszego startu na szosie. Ciągnęło mnie to tego jak musze na lep. Pierwsza okazja uciekła (Galicja Road Maraton) więc następnej już nie mogłem odpuścić. Na pierwszy wyścig szosowy poleciałem od razu z grubej rury – Pętla Beskidzka, trasa giga 130km.

Niemiłym zaskoczeniem była informacja, od Marcina z Rowerowania, że niestety nie będzie startu wspólnego tylko kategoriami wiekowymi. Ja, jako kategoria A, startuję pierwszy. W koło same koksy, wyrzeźbione łydy. Ogarnia mnie lekka panika co to będzie. Trasa zaczyna się podjazdem na Salmopol – 9km ostrego targania do góry. Początkowo tempo bardzo spokojne, ale jak tylko % nachylenia zaczynają rosnąć pierwsza grupa odjeżdża. Ja nie szarżuję zbytnio, bo do przejechania jeszcze 125km, choć i tak mocno jadę. Jeszcze przez dłuższy czas widzę pierwszą grupę w stałej odległości 100-200m, ale nie mam zamiaru ich gonić, choć strasznie by się przydało bo po zjeździe z Salmopolu jest odcinek ze 30km po płaskim więc można by to z nimi przelecieć.


U nas tworzy się grupka 3-4 osób, gdzie również jedzie Buła. Tak pokonujemy cały podjazd i zjazd. W dół lecimy w okolicach 50-70km/h. Składam się ile mogę, żeby nadążyć za Bułką. Na dole dochodzimy grupę przed nami, w której jest m. in. Gres i Spootnick z Rowerowania. W takiej grupie około 8-10 osób lecimy ze 20km aż dochodzi nas wielka ekipa kategorii B.

Niedługo z sumie jedziemy wszyscy razem, bo na 50. km zaczyna się drugi z sześciu wielkich podjazdów na pętli giga – podjazd pod Ochodzitę. Nie trudno było przewidzieć, że wszystko się porozrywa. Ja nie szarpię i jadę swoim tempem. Dojeżdżamy do bufetu i grupa się posypała. Zostałem sam. Na wyścigu szosowym to jest tragedia. Nie ma się za kim schować a i tempo mam takie sobie. Zjazd do Istebnej – sam. Kolejny wielki podjazd, na którym zaczyna mi się jechać średnio – dalej sam. Dopiero na szczycie tuż przed pierwszym bufetem dochodzi mnie grupa kilku osób.


Wszyscy się zatrzymujemy, ładuję bidony po same brzegi, bo już mi świeciły pustkami i lecimy w dół do Wisły. Zjazd fenomenalny! Asfalt boski, serpentyny, coś niesamowitego. Jeszcze nigdy się tak nie składałem. Z drugiej strony to było to obarczone wielkim ryzykiem, bo ruch samochodowy był znaczny. Ale jakoś szczęśliwie dojeżdżamy do Wisły i skręcamy na pierwsze z dwóch dodatkowych kółek dla pętli giga (2x 17.5km).

Mnie zaczyna łapać zgon, więc momentalnie jak nastromienie podjazdu rośnie, grupa odjeżdża. Ten podjazd nieźle trzyma. Nie wiem ile %, w każdym razie gdybym miał trzecią małą tarczę w korbie na pewno bym jej użył teraz. Jedzie mi się bardzo kiepsko. Jakoś wtaczam się na górę i znowu uzupełniam po brzegi bidony. Dalej już znany zjazd do Wisły, który tym razem lecę już sam. Serpentyny po całej szerokości jezdni z prędkością ponad 40km/h a na prostych pod 70km/h to standard. Znowu ryzykuję, ale przejeżdżam szczęśliwie.
Druga pętla wygląda w sumie dokładnie tak samo, tyle, że mam wrażenie że podjeżdża mi się już lepiej niż za pierwszym razem. Myśli o wycofaniu się oddalają się i zastępuje je wizja katorgi na finałowym podjeździe drugi raz pod Salmopol.

I faktycznie – to była katorga. Wtoczyłem się tam dosłownie siła woli. To już był regularny zgon. Na początku wyścigu lecieliśmy tu dość szybko a teraz wlokę cztery litery do góry niemiłosiernie powoli. 8km podjazdu ciągnie się w nieskończoność. Powtarzam sobie, żeby się tylko nie zatrzymać. Ale opłaca się. Na szczycie tłum kibiców bije brawa. Udało się. Po kilkudziesięciu minutach rzeźni wreszcie można zejść z roweru.

Generalnie to bardzo mi się podobało. Gdyby tylko nie ten zgon to byłoby cudownie a na wynik mnie patrzę tym razem, bo tu nie walczę o nic. Ostatecznie 48 open i 15 w kategorii.
Kategoria Szosa, Zawody


Cyklokar - Pruchnik

Dane wyjazdu:
85.14 km 75.00 km teren
04:28 h 19.06 km/h
HR śr= 163 ud/min  ( 80% )
HR max= 189 ud/min   ( 93% )
Temp.: 33.0 st. C

Niedziela, 1 lipca 2012 | Komentarze 0

Kolejny maraton w Pruchniku z serii Cyklokarpaty przypadł niesamowity upał. Żarówa na maksa, w cieniu koło 33*C. Jednak przyznam, że mnie jakoś specjalnie nie przeszkadzają takie warunki pogodowe i z wielkim zapałem jechałem na tą rzeźnię.

Już koło godziny 9 rano upał był potężny. Stojąc w miejscu z człowieka lało się ciurkiem. To też tego dnia nawodnienie było podstawową sprawą. Nie miałem zamiaru powtórzyć błędu z poprzedniego wyścigu i za cel postawiłem sobie 1 bidon na pół godziny.

Start poszedł sprawnie, ale nogi nie podawały na początku zbyt dobrze. Na pierwszym podjeździe jechałem spokojnie i dałem się wyprzedzić dużej liczbie zawodników. Niestety to się zemściło już na zjeździe, gdzie nie było możliwości wyprzedzania a ludzie wlekli się niesamowicie. Ale jakoś udało się przetrwać i coś wyprzedzić.

Po kilku km doszedłęm kolegę Leszka, z którym tak dobrze już parę razy w tym roku współpracowało mi się na trasach giga. Tak i tym razem myślałem, że będziemy jechać wspólnie, jednak wyraźnie na podjazdach kolega zostawał. Widać było, że nie chciał odpuszczać i trzymał się trochę na dystans, ale to nie było to. Ja spokojnie swoim tempem pokonywałem trasę na kole zawodników z dystansu mega.

Picie takich ilości płynów, muszę przyznać, że jest męczące. Na siłę lałem izotonika dosłownie co kilka minut tam gdzie tylko się dało. Prawie udało mi się utrzymać plan, gdyż drugi bidon skończyłem po 1:20h i na pierwszym bufecie uzupełniłem oba.

Kolejne km trasy to monotonne pokonywanie długiego dystansu, zatrzymywanie się na KAŻDYM bufecie i uzupełnianie wody. Picie na okrągło. Na rozjeździe mega/giga jechałem. Szybko na zjeździe. Za szybko. Zakręt, dziura, straciłem panowanie i poleciałem na szczupaka. Rower przeleciał mi po plecach. Zebrałem się ociężale, obity brzuch i miednica trochę bolą ale da się jechać. Z roweru lekko scentrowane przednie koło ale jest generalnie ok.

Na kolejnym podjeździe przeszedłem Łukasza – kolejnego znajomego z tegorocznych tras giga – złapał zgona. Może nie pił wystarczająco – ja już nie byłem w stanie zliczyć, który bidon pochłaniałem w mgnieniu oka. Ale opłaciło się! Mocy nie brakowało, jechało mi się świetnie.

Trudy zaczyąłem odczuwać dopiero po czterech godzinach na ostatnim podjeździe. Na oko 20% lub więcej polną drogą. Tam już wlokłem rower obok siebie w towarzystwie gryzących much. Nie zrobić nic więcej i powtarzam sobie między kolejnymi łykami wody, żeby tylko się nie zatrzymać. Na szczęście góra nie była tragicznie długa i ostatni zjazd przeleciałem żwawo i wpadłem na metę szósty w kategorii.

Git. Plan się udał. Zero skurczów! Szacuję, że wypiłem około 7 bidonów. Bardzo dużo czasu straciłem na napełnianie ich na każdym z sześciu bufetów, ale opłaciło się.

Jednak nie mogło być zbyt pięknie. Na dekorację poproszono tylko najlepszą piątkę, choć zawsze dekorowanych jest 6 osób. Organizacja leży. Nikt nie wiedział co się stało. Takim miłym akcentem pożegnałem Pruchnik zadowolony faktem sprawnego pokonania kolejnego dystansu giga.
Kategoria MTB, Zawody


Cyklokarpaty - Jasło

Dane wyjazdu:
77.73 km 50.00 km teren
04:07 h 18.88 km/h
HR śr= 168 ud/min  ( 83% )
HR max= 192 ud/min   ( 95% )
Temp.: 30.0 st. C

Sobota, 16 czerwca 2012 | Komentarze 1

Niestety nie mam czasu na żadną sensowną relację więc w skrócie co się działo. Początek do same asfalty. Dopiero później zaczął się teren i bagno. Jechało mi się średnio. Brak treningu daje wyraźne znaki. Na drugim kółku zaczęły się objawy skurczów. Myślałem, że piję dużo ale to było widocznie dużo za mało. Trzeci bufet uratował mnie - był dosłownie w ostatnim momencie. Nie wiem czy jeszcze jeden km więcej bym pociągnął z powodu skurczów. Tam zatankowałem solidnie, rozciągnąłem się i odpuściło. Z gościem co do mnie wtedy dojechał polecieliśmy nie za szybko do mety. Na finiszu kolega odpuścił przez brak sił i skurcze. Ostatecznie 10 open i 7 w kategorii. Brakło jednego miejsca do szerokiego pudła. Generalnie nie jestem zadowolony. To był najcięższy wyścig to tej pory w tym sezonie.
Kategoria MTB, Zawody