Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi D-Avid z miasta Kraków. Mam przejechane 51714.97 kilometrów w tym 4381.27 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy D-Avid.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

MTB

Dystans całkowity:7761.74 km (w terenie 4265.77 km; 54.96%)
Czas w ruchu:401:10
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maks. tętno maksymalne:202 (100 %)
Maks. tętno średnie:183 (90 %)
Liczba aktywności:162
Średnio na aktywność:47.91 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Podjazy

Dane wyjazdu:
52.93 km 15.00 km teren
02:21 h 22.52 km/h
HR śr= 148 ud/min  ( 73% )
HR max= 187 ud/min   ( 92% )
Temp.: 32.0 st. C

Piątek, 23 lipca 2010 | Komentarze 0

Tylko 3 bo na więcej już nie miałem siły. Pierwszy nawet dobrze mi się podjeżdżało ale trzeci to już ledwo wyciągnąłem pod Zoo. Jednym słowem klapa. Pomimo, że pikawa dobrze nakręcała to w nogach nie mam siły.
Czasy podjazdów:
1. 6:53
2. 6:59
3. 7:11
Kategoria MTB


Po Murowanej Goślinie

Dane wyjazdu:
25.00 km 2.00 km teren
01:30 h 16.67 km/h
HR śr= ud/min  (% )
HR max= ud/min   (% )
Temp.: 28.0 st. C

Niedziela, 4 lipca 2010 | Komentarze 0

Dojazd na start, rozgrzewka i powrót po maratonie.
Kategoria MTB


MTB Marathon - Murowana Goślina

Dane wyjazdu:
71.51 km 65.00 km teren
02:49 h 25.39 km/h
HR śr= 183 ud/min  ( 90% )
HR max= 200 ud/min   ( 99% )
Temp.: 29.0 st. C

Niedziela, 4 lipca 2010 | Komentarze 5

W reszcie doczekałem się takiej pogody jaką lubię! Gorąco i sucho. Warunki atmosferyczne idealne, w szczególności, że większość trasy przebiegała zacienionymi ścieżkami poszczy. Ale od początku.
Start poszedł zupełnie niespodziewanie. Ani spiker nic nie odliczał, ani nie było tradycyjnej Fragmy na podniesienie ciśnienia. Po prostu zobaczyłem, jak w pierwszym rzędzie ludzie podrywają się z miejsca na siodełka do jazdy. Czem prędzej więc wpinam się w pedały i od pierwszego obrotu mocno napieram. Jasne było, że nie można inaczej bo jakieś 800m na startem był skręt w prawo w pierwszą dużą piaskownicę. Na tym zakręcie przechodząc po wewnętrznej mijam sporo ludzi i od razu kieruję się na lewą stronę do ścieżki w lesie, dzięki której udaje się uniknąć zakopania w głębokim piachu. Potem dosłownie przelot przez jezdnię i wjazd na leśne ścieżki. Tam zaczął się hardcore. Tym razem na prawdę "trasa pyliła". I to porządnie. Aż tak porządnie, że zaraz zacząłem kaszleć, zaczęły boleć oczy, nie było widać dosłownie gdzie się jedzie. Tumany kurzu ograniczały widoczność do góra kilku metrów. I tak w sporym ścisku i niepewności jechaliśmy kilka km. W między czasie wyprzedzili mnie prawie wszyscy znajomi: Pirx, Robert, Erni. Trochę się zdziwiłem, bo napierałem prawie na max a tu oni mi tak spokojnie odjeżdżają. No ale cóż, trzeba było walczyć dalej. Długo jechałem agresywnie. Przeskakiwałem z jednej grupki do drugiej urywając peletoniki, które wcześniej ciągnąłem. I to był błąd, ale o tym w dalszej części. Po dłuższym czasie wyprzedziłem Erniego i sporą grupą ładnie pracowaliśmy. Jechało mi się na prawdę świetnie. Tętno wysoki cały czas w okolicach 185, noga podawała więc się nie przejmowałem tylko dalej atakowałem. Aż do momentu gdzie wjechałem w piaskownicę. Zakopałem się, grupa jakoś mi odjechała i zostałem sam. Tamtych juz nie mogłem dojść więc zaczekałem na kolejną z tyłu i do nich się podczepiłem. Ale niestety też nie na długo bo na zakręcie jadąc na drugiej pozycji zahaczyłem o jedyną gałązkę wystającą z krzaków (gość z przodu mi ją trochę zasłonił), obwinęła mi się w okół reki i zaliczyłem niemiłe OTB. Znowu mi grupa odjechała a ja zaczym się pozbierał to znowu znalazłem się sam na trasie. Z obolałymi dłoniami i skręconą kierownicą w stosunku do koła zwolniłem trochę i wtedy doszła mnie grupa z Mateuszem z Subaru AZS UEK Kraków. Kolega zajął pierwszą pozycję ja wskoczyłem na koło i tak po zmianach dojechaliśmy aż do Dziewiczej Góry. Tempo było na prawdę mocne, a ja zmęczony tymi wczesniejszymi szarżami ciężko trzymałem koło Mateuszowi. Ale się udało, zjadłem batonika, trochę odżyłem, nawet pociągnąłem grupę potem. Plecy też już dawały o sobie znać. Później okazało się, że w tej grupie też jest Erni. I w takim składzie zaczęliśmy podjeżdżać. Mateusz trochę mi odskoczyła, ale Erni ostro trzymał moje koło i nie mogłem go urwać. W końcu na zjeździe mnie wyprzedził ale jakoś nie zauważył drzewa po prawej stronie i zahaczyło o nie kierownicą. Musieliśmy się zatrzymać, a ja niestety znowu zakopałem się w piachu. No i Erni odjechał. Znowu zostałem sam. A robiło się coraz bardziej nieciekawie. Właściwie cały odcinek po single trackach to była walka o przetrwanie. Bolały mnie plecy, zaczęło mocno brakować sił przez te szarże w pierwszej części trasy. W dodatku skurcze w nogach już wisiały nade mną bardzo nisko. Straciłem trochę pozycji ale do mety ostatecznie dojechałem na 79 miejscu open.
Jestem zadowolony z tego jak mi się jechało poza ostatnimi 10km. Średnie tętno 183 to znowu mój rekord. Nie sądziłem, że mogę takie wysokie wykręcić. Ale byłem wypoczęty a nie to co w Międzygórzu.

Open: 79
M2: 38
Kategoria MTB, Zawody


Odpoczynek robi robootę ;-)

Dane wyjazdu:
43.48 km 5.00 km teren
01:56 h 22.49 km/h
HR śr= 139 ud/min  ( 68% )
HR max= 185 ud/min   ( 91% )
Temp.: 21.0 st. C

Środa, 16 czerwca 2010 | Komentarze 0

W tyg startowym zawsze jadę zrobić 4 podjazdy pod Zoo, żeby się rozruszać i nie zastać zbytnio mięśni. Wyjeżdżając jakoś niezbyt czułem nogi a tętno szybko wchodziło na obroty pomimo wolniutkiego tempa. Pomyślałem, że nic nie będzie z podjazdów, nawet miałem ich zrobić mniej. Więc jak już dojechałem, włączyłem czas na początku kostki i spokojnie do góry, bez szarpania. Trochę się powlokłem, potem przyspieszyłem. I na górze nie mogłem uwierzyć licznikowi. Takiego czasu to nie wykręciłem nawet jadąc z dużo większą intensywnością dwa tyg temu. No to ok, zjazd w terenie i drugi podjazd już między 170-175. Na trzecim zablokowały mnie mijające się autobusy więc czas się nie liczy :P ale na czwartym trochę dokręciłem, zrobiłem go z tętnem około 180 i prawie poprawiłem tegoroczny najlepszy czas xD
A dokładnie to wygląda tak:
1. 6:44
2. 6:26
3. 6:39
4. 6:14
Mam więc nadzieję, że w Międzygórzu będzie nieźle ;)
Kategoria MTB


Tour de UEK

Dane wyjazdu:
30.16 km 0.00 km teren
01:40 h 18.10 km/h
HR śr= 134 ud/min  ( 66% )
HR max= 195 ud/min   ( 96% )
Temp.: 22.0 st. C

Niedziela, 13 czerwca 2010 | Komentarze 2

Tak. Na drugim okrążeniu zaczęło mi schodzić powietrze z tylnego koła i to było na tyle w tej kwesji. DNF ;)
Poniżej kilka fajnych ujęć z tych dwóch kółek:



Kategoria MTB


Ciężko, ciężko

Dane wyjazdu:
70.47 km 45.00 km teren
03:30 h 20.13 km/h
HR śr= 138 ud/min  ( 68% )
HR max= 172 ud/min   ( 85% )
Temp.: 29.0 st. C

Sobota, 12 czerwca 2010 | Komentarze 2

Zmęczenie już nie przechodzi po jednym dniu regeneracji. Przyszły tydzień będzie cały przeznaczony na odpoczynek przed maratonem w Międzygórzu. Ale tym czasem dziś jeszcze trzeba się było przemęczyć. Zrobiłem sobie rundkę po ścieżkach z maratonów krakowskich. Myślałem, że po całym tygodniu upałów +30*C w cieniu będzie sucho. Ale się przeliczyłem. Jak tylko wyjechałem za Kryspinów polnymi drogami miejscami jeszcze płyną spore strumyki, które wyżłobiły koryta głębokości do połowy łydki. W lesie za wąwozem Półrzeczki, gdzie przenosiłem rower przez połamane i powalone drzewa 5 razy, zapadłem się do błota po kostki. Do tego jeszcze jak mi spadł łańcuch na zjeździe i musiałem go założyć pogryzło mnie chyba z 200 komarów po nogach i rękach. Tragedia normalnie w tych lasach jest.
Dobra ponarzekałem sobie to teraz trzeba się poważnie zastanowić czy jechać jutro na Tour de UEK czy jednak odpuścić. Przed Międzygórzem można by takie coś sobie przejechać a z drugiej strony zmęczenie odwodzi od tego pomysłu.
Kategoria MTB


Czwartkowo podjazdowo

Dane wyjazdu:
42.08 km 10.00 km teren
01:58 h 21.40 km/h
HR śr= 146 ud/min  ( 72% )
HR max= 187 ud/min   ( 92% )
Temp.: 27.0 st. C

Czwartek, 10 czerwca 2010 | Komentarze 0

Tradycyjnie już udałem się na podjazd do Zoo. Tyle że tym razem wyjechałem gdzieś po 8 rano, żeby uniknąć jeszcze skwaru a i obowiązki cały czas mnie goniły. Pojechałem przez Zakrzówek i kopiec Kościuszki gdzie od razu poczułem, że ma takiej mocy jak tydzień temu. No ale cóż, w końcu ten tydzień przetrenowałem tak jak się to powinno robić. No i rzeczywiście od pierwszego podjazdu jechało mi się niezbyt. Po prostu nogi mi nie kręciły tak jak powinny co wynikało po prostu ze zmęczenia. Podjechałem więc tylko 4x za każdym razem zjeżdżając w terenie. Czasy też ewidentnie gorsze od tych z ubiegłego tyg choć pierwszy widać, że jeszcze podjechałem mając siłę, potem było już tylko słabiej.
1. 7:02
2. 7:27
3. 7:19
4. 7:41
Kategoria MTB


Wreszcie teren!

Dane wyjazdu:
44.46 km 25.00 km teren
02:25 h 18.40 km/h
HR śr= 139 ud/min  ( 68% )
HR max= 167 ud/min   ( 82% )
Temp.: 30.0 st. C

Środa, 9 czerwca 2010 | Komentarze 0

Pogoda od kilku dni dopisuje na całego - porządny upał i bezchmurne niebo sprzyja szybkiemu wysychaniu terenu. I dzięki temu wybrałem się w końcu do Lasu Wolskiego. Po pierwsze nie wyobrażałem sobie jazdy w takiej temp. po nasłonecznionym asfalcie a po drugie już mi bokiem wychodzi to szosowanie. A na MTB miałem wielką ochotę. No więc pojechałem przez Zakrzówek do wyżej wspomnianego lasku. Dosłownie na chwilę się zatrzymałem, bo na podjeździe miałem mały uślizg koła i od razu na nogach miałem chmarę komarów. Masakra! Nie można się nawet na pół min zatrzymać bo zaraz zjedzą człowieka.
Przy okazji tleniku wzbogaconego o kilka mocniejszych depnięć poćwiczyłem trochę zjazdy, które starałem się robić dość żwawo. Chociaż w dwóch miejscach się nieco za bardzo chyba spieszyłem bo raz mało brakowało a zatrzymałbym się na drzewie a drugi raz ogromna dziura przerzuciła mnie przy praktycznie przy zerowej już prędkości przez kierownicę. Czem prędzej się pozbierałem, żeby mnie nie zjadły cholery jedne i wróciłem tą samą drogą. Fajnie się jeździło, szczególnie, że ostatni raz w terenie byłem chyba w Złotym Stoku. Błota w lasku praktycznie nie ma :)
Kategoria MTB


Rozjazd

Dane wyjazdu:
23.60 km 8.00 km teren
01:20 h 17.70 km/h
HR śr= 119 ud/min  ( 58% )
HR max= 154 ud/min   ( 76% )
Temp.: 20.0 st. C

Piątek, 4 czerwca 2010 | Komentarze 0

Jak na razie tydzień nie był taki tragiczny pod względem treningów a już na pewno czwartek udał się bardzo. Trochę podmęczone nogi wymagały więc aktywnej regeneracji. Ale Tyńca mam już serdecznie dość więc pojechałem na "race biku" poturlać się po Zakrzówku. Nigdzie indziej nie ma najmniejszej opcji pojechać, żeby nie utonąć w błocie. A wapienne podłoże w koło zalewu jest raczej na to odporne. Troszkę pozjeżdżałem, potem jeszcze potoczyłem się na bulwary zobaczyć, czy będaca nadal na brzegi kładka jeszcze im nie odpłynęła a potem już do domku.
Kategoria MTB


MTB Marathon - Złoty Stok

Dane wyjazdu:
50.13 km 46.00 km teren
03:38 h 13.80 km/h
HR śr= 175 ud/min  ( 86% )
HR max= 197 ud/min   ( 97% )
Temp.: 11.0 st. C

Sobota, 15 maja 2010 | Komentarze 4

Pogoda w Złotym Stoku (tego dnia można go było nazwać raczej Błotnym Stokiem) nie rozpieszczała nas kolejny rok z rzędu. Co prawda obeszło się bez deszczu (gdyby on jeszcze zaczął padać to byłaby już kompletna katastrofa i ekstrema) ale warunki na trasie i tak były wystarczająco ciężkie i wyniszczające dla sprzętu. Start poszedł punkt 11. Miałem przygotowaną taktykę na ten start tak, żeby jak najdłużej trzymać się Królika. Ale niestety z przyczyn zdrowotnych nie mógł pojechać. Więc znalazłem sobie nowego zająca. Gościa znam z widzenia. Dobrze mu zawsze idzie więc postanowiłem się do niego przyczepić. Ale odjechał mi na samym początku. Już pierwsze kilometry były jechane w bocie i płynącej rzece po ścieżce. Nie oglądając się do tyłu czy jeszcze ciągnę za sobą Erniego czy już nie napierałem dość mocno ale z umiarem. Początkowo bolały mnie dość mocno mięśnie podudzie (standard) ale po 20min już mogłem dymać na całego. Dogoniłem wówczas gościa, którego chciałem się trzymać. Trochę się zdziwiłem jak go zobaczyłem z powrotem no ale ok. Pomyślałem - super, jest dobrze. Do szczytu zdążyłem go nawet zgubić. Po około 35min i dopiero 8,5km podjazdu wreszcie byłem na szczycie. I tam usłyszałem bardzo pokrzepiającą wiadomość. Jestem 88 open. Myślę sobie - nie jest źle a nawet jest dobrze! Dajemy dalej! Pierwszy zjazd dość błotny, śliski i stromy ale o dziwo nie tracę pozycji. Dobrze mi się zjeżdża tego dnia. Może to zasługa troszkę zmniejszonego ciśnienia w oponach? Może świadomość tego, że nawet jak glebnę to nie w gołe kamienie jak by to miało miejsce w Karpaczu. Jak na razie jest super. Tak upływa mniej więcej pierwsze 30km. Do góry wyprzedzam, w dół tracę jedynie pojedyncze pozycje (nie więcej niż 2 - 3 na zjazd). Fajna szutrówa w dół pozwoliła trochę podnieść średnią (cały czas 50km/h w strugach wody i błota spod kół). No i w końcu pojawił się główny podjazd - Borówkowa. Tam już byłem ustawiony w wstawce i podjeżdżaliśmy początkowo sporą grupą. Jednak im dalej tym bardziej się ona przerzedzała. W tamtym miejscu byłem gdzieś w okolicy 73 pozycji open (całą trasę sobie liczyłem, który jadę :P). Dobrze się mi podjeżdżało, plecy nawet nie dokuczały jakoś bardzo. Po długiej wspinaczce dojezdżając na szczyt Borówkowej pomyslałem o zjeździe, którego najbardziej się obawiałem tego dnia. Ale o dziwno poszedł sprawnie i staciłem tam zaledwie kilka pozycji! Super! Dawno tak mało ludzi mnie nie pyrzedzało w dół. Po zjeździe bufet, na którym zabrałem tylko kubek z wodą i rura na kolejny podjazd. Ale tam daje się już we znaki zmęczenie. Tętno już nie wchodzi powyżej 180bpm, trzeba dawać z buta bo nastromienie przewraca przez tylne koło. Na liczniku już około 40km. Spiker mówił jeszcze przed startem, że trasa ma 41km ale od początku było dla mnie jasne, że będzie więcej. Spodziewałem się 45. I zgadza się. W tym momencie widze tabliczkę - 5km do mety. Uradowany, że już mam tylko przed sobą zjazd do mety dokręcam ile sił. Ale km mijają, mam już 44 na liczniku a dalej jestem w przysłowiowej czarnej dupie! Co jest?! Znowu będzie cholerny gratis? Przecież trasa miała byś skrócona o końcówkę XC. Na liczniku już 46km, coraz bardziej mi słabną nogi, zaczynają mnie dochodzić ludzie i nagle słyszę że do mety jeszcze 15min! Sic!! Nie mam przecież z czego już kręcić! Wlokę się cały czas do góry, co zakręt myślę, że to już może teraz będzie zjazd do tej cholernej mety i co zakręt przeżywam rozczarowanie. Znowu do góry. Na prawdę, ciężko już doczołgałem się do mety. Ze złością, dwiema tonami błota na rowerze kończę wyścig na jak dla mnie świetnym miejscu.
Jestem zadowolony! Teraz tylko 30min stania i marznięcia w kolejce do myjki, jedzonko, przebieranko i szybko zmykamy do domu z tego cholernego zabłoconego miasteczka.
Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli - nie ważne na jakiej pozycji - bo było na prawdę ciężko. Do zobaczenia może z Szczawnicy. :)

Open: 77
M2: 44
Kategoria MTB, Zawody