Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi D-Avid z miasta Kraków. Mam przejechane 51714.97 kilometrów w tym 4381.27 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy D-Avid.bikestats.pl

Archiwum bloga

Pętla Beskidzka

Dane wyjazdu:
132.00 km 0.00 km teren
04:49 h 27.40 km/h
HR śr= 163 ud/min  ( 80% )
HR max= 192 ud/min   ( 95% )
Temp.: 32.0 st. C

Sobota, 7 lipca 2012 | Komentarze 2

Długo nie mogłem się doczekać pierwszego startu na szosie. Ciągnęło mnie to tego jak musze na lep. Pierwsza okazja uciekła (Galicja Road Maraton) więc następnej już nie mogłem odpuścić. Na pierwszy wyścig szosowy poleciałem od razu z grubej rury – Pętla Beskidzka, trasa giga 130km.

Niemiłym zaskoczeniem była informacja, od Marcina z Rowerowania, że niestety nie będzie startu wspólnego tylko kategoriami wiekowymi. Ja, jako kategoria A, startuję pierwszy. W koło same koksy, wyrzeźbione łydy. Ogarnia mnie lekka panika co to będzie. Trasa zaczyna się podjazdem na Salmopol – 9km ostrego targania do góry. Początkowo tempo bardzo spokojne, ale jak tylko % nachylenia zaczynają rosnąć pierwsza grupa odjeżdża. Ja nie szarżuję zbytnio, bo do przejechania jeszcze 125km, choć i tak mocno jadę. Jeszcze przez dłuższy czas widzę pierwszą grupę w stałej odległości 100-200m, ale nie mam zamiaru ich gonić, choć strasznie by się przydało bo po zjeździe z Salmopolu jest odcinek ze 30km po płaskim więc można by to z nimi przelecieć.


U nas tworzy się grupka 3-4 osób, gdzie również jedzie Buła. Tak pokonujemy cały podjazd i zjazd. W dół lecimy w okolicach 50-70km/h. Składam się ile mogę, żeby nadążyć za Bułką. Na dole dochodzimy grupę przed nami, w której jest m. in. Gres i Spootnick z Rowerowania. W takiej grupie około 8-10 osób lecimy ze 20km aż dochodzi nas wielka ekipa kategorii B.

Niedługo z sumie jedziemy wszyscy razem, bo na 50. km zaczyna się drugi z sześciu wielkich podjazdów na pętli giga – podjazd pod Ochodzitę. Nie trudno było przewidzieć, że wszystko się porozrywa. Ja nie szarpię i jadę swoim tempem. Dojeżdżamy do bufetu i grupa się posypała. Zostałem sam. Na wyścigu szosowym to jest tragedia. Nie ma się za kim schować a i tempo mam takie sobie. Zjazd do Istebnej – sam. Kolejny wielki podjazd, na którym zaczyna mi się jechać średnio – dalej sam. Dopiero na szczycie tuż przed pierwszym bufetem dochodzi mnie grupa kilku osób.


Wszyscy się zatrzymujemy, ładuję bidony po same brzegi, bo już mi świeciły pustkami i lecimy w dół do Wisły. Zjazd fenomenalny! Asfalt boski, serpentyny, coś niesamowitego. Jeszcze nigdy się tak nie składałem. Z drugiej strony to było to obarczone wielkim ryzykiem, bo ruch samochodowy był znaczny. Ale jakoś szczęśliwie dojeżdżamy do Wisły i skręcamy na pierwsze z dwóch dodatkowych kółek dla pętli giga (2x 17.5km).

Mnie zaczyna łapać zgon, więc momentalnie jak nastromienie podjazdu rośnie, grupa odjeżdża. Ten podjazd nieźle trzyma. Nie wiem ile %, w każdym razie gdybym miał trzecią małą tarczę w korbie na pewno bym jej użył teraz. Jedzie mi się bardzo kiepsko. Jakoś wtaczam się na górę i znowu uzupełniam po brzegi bidony. Dalej już znany zjazd do Wisły, który tym razem lecę już sam. Serpentyny po całej szerokości jezdni z prędkością ponad 40km/h a na prostych pod 70km/h to standard. Znowu ryzykuję, ale przejeżdżam szczęśliwie.
Druga pętla wygląda w sumie dokładnie tak samo, tyle, że mam wrażenie że podjeżdża mi się już lepiej niż za pierwszym razem. Myśli o wycofaniu się oddalają się i zastępuje je wizja katorgi na finałowym podjeździe drugi raz pod Salmopol.

I faktycznie – to była katorga. Wtoczyłem się tam dosłownie siła woli. To już był regularny zgon. Na początku wyścigu lecieliśmy tu dość szybko a teraz wlokę cztery litery do góry niemiłosiernie powoli. 8km podjazdu ciągnie się w nieskończoność. Powtarzam sobie, żeby się tylko nie zatrzymać. Ale opłaca się. Na szczycie tłum kibiców bije brawa. Udało się. Po kilkudziesięciu minutach rzeźni wreszcie można zejść z roweru.

Generalnie to bardzo mi się podobało. Gdyby tylko nie ten zgon to byłoby cudownie a na wynik mnie patrzę tym razem, bo tu nie walczę o nic. Ostatecznie 48 open i 15 w kategorii.
Kategoria Szosa, Zawody



Komentarze
D-Avid
| 18:32 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Dzięki!
Również pozdrawiam!
szydlow
| 18:08 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Gratuluję udziału i postawy
pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa jzree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]